12/30/2010

Happy New YORK!

Zakonczenie roku bylo niesamowicie szalone. Nie mowie tego w pozytywnym slowa znaczeniu.
Ostatni tydzien to raczej psychiczne wykonczenie, stres, zbyt wiele negatywnych odczuc/wydarzen/sytuacji.
Lecz nareszcie osiagnelam kolejny cel.
Jaki?

Placement test odbyl sie na poczatku grudnia. Lecz do dzis nie bylam pewna, czy zostane w Bostonie (duzo by opowiadac i wciaz jest wiele), ale na dzien dzisiejszy moge powiedziec:

Koncem stycznia zaczynam kurs na Harvardzie.
Doskonaly noworoczny prezent! :)


A tymczasem koncze pakowanie, wsiadam w samochod i jade przywitac Nowy Rok w... Nowym Yorku!
Nie bylabym soba, gdybym nie skorzystala z okazji spedzenia tego wieczoru w centrum jednego z najwiekszych miast swiata.


Zycze Wam szampanskiej zabawy i Szczesliwego tego Nowego!

:)

12/28/2010

Blizzard in Boston.


Uwielbiam obecna pogode w Bostonie! Wszystko zasypane i to -UWAGA- NIE dwucentymetrowym, a pol/metrowym sniegiem!
Zamiec sniezna od wczoraj! Genialna sprawa! Wszystko pozamykane; biblioteki, Muzea, szkoly. Na drogach pustki, ruch minimalny.
A ja wybralam sie na wieczorny spacer, aby rozkoszowac sie tym pieknem. Poczulam niesamowita radosc z mozliwosci bycia, a zarazem mieszkania w centrum Bostonu. Nie spodziewalam sie tego nigdy w zyciu, ze kiedykolwiek bedzie mi dane tu byc, a co dopiero mieszkac i to dluzej niz 1 miesiac!
Jesli mi zazdroscicie to tak, macie racje, zazdrosccie :D (ale jestem wredna, no nie?)

Tak wygladal B. wczoraj, tuz przed rozpoczeciem prawdziwej zamieci:

A to juz dzis; moj "ogrodek":




Kazde auto, ktore bylo zaparkowane wzdluz chodnika, mialo dzis jakis malunek "na szybie". Nie bylabym soba, gdybym rowniez czegos nie napisala/namalowala.
Niestety wieczorem bylo zbyt ciemno, zeby zrobic zdjecie telefonem, dlatego zalaczam tylko 1.




*** Mialam dla Was pieknego posta, nad ktorym pracowalam nieco dluzej niz kilkanascie minut. Kilka godzin spedzonych nad pisaniem.. Wszystko szlag trafil jednym kliknieciem myszki. Posta nie bedzie.

12/27/2010

swinta swinta i po swintach.

Nie myslcie, ze cierpie na homesick, ze popadlam w depresje itd. Nic z tych rzeczy!
Owszem, lezka sie w oku zakrecila, to normalne, ale swieta spedzilam w bardzo pozytywnym nastroju. W Wigilie odwiedzilam Pauline i jej rodzine, gdzie mialam okazje doswiadczyc prawdziwej amerykanskiej tradycji, co bylo bardzo interesujace, a po zakonczonym konsumowaniu wszystkich pysznosci, pojechalysmy na kolejna wigilijke do Carmen. A tam, wsrod kilku pozostalych au pair'ek ponarzekalysmy na rodziny i cala reszte amerykanskiego shitu.
Najedzona za wszystkie czasy, wzielam taxi i wrocilam do Bostonu. Powiedzialam kierowcy, ze nie mam wystarczajaco kasy, wiec niech mnie nie zawozi do domu tylko sie zatrzyma, na co on wylaczyl licznik i odwiozl mnie pod same drzwi. Haha, trzeba umiec robic interesy :p

W Boze Narodzenie odwiedzila mnie Paula. Zjadlysmy polski obiad, napily sie "Nalewki Babuni', zdrzemnely i poszly na Quincy Market, zeby pod najwieksza choinka w B. zaspiewac polskie koledy. Po pol h spiewania, zmarzniete wrocilysmy do mieszkania i zjadly goracy barszczyk z uszkami i pierogami. Milo bylo. :)
Gdyby nie ona i jej rodzina, i gdyby nie skype, nawet nie poczulabym, ze byly swieta.
Po prostu bylo Inaczej niz zawsze...


A dzis do Bostonu nareszcie zawital snieg! Momentalnie zrobila sie burza sniezna. Czegos takiego jeszcze nie widzialam, co nie znaczy, ze mi sie to nie podoba. Zajebiscie jest!
Mialam cicha nadzieje, ze dzieki temu lot moich hostow zostanie odwolany i zostana na Florydzie. Niestety ich samolot byl ostatnim, jaki wylecial tego dnia.
Tak oto wyglada moje szczescie.


Szczerze, nie moge sie doczekac Nowego Roku. Szykuje sie wiele zmian, ale o tym kolejnym razem.



Jako gratis -- tak wygladal dzis Harvard tuz przed zamiecia sniezna (odwiedzalam tam znajomego (*matematyk/astrofizyk-student Harvardu), wiec pomyslalam, ze wreszcie zrobie jakies zdjecia):




12/25/2010

" * To tylko 2 dni
- A ile lez wyplakanych w poduszke"


12/24/2010

Very Merry!

Pierwsze swieta poza domem rodzinnym.
Pierwsze swieta w obcym kraju.
Pierwsze samotne swieta.

Wielu z Was zapewne zastanawia sie, jakie to uczucie. Chocbym nie wiem jak bardzo chciala - nie potrafie go opisac.
To trzeba przezyc. Kazdy odbiera to na swoj wlasny sposob.
Mimo tego, ze od 2 dni jestem sama w mieszkaniu i pozostane w nim sama przez kolejne 2, staram sie utrzymywac pozytywny nastroj.
Z racji, ze chcialam choc troche poczuc swiateczna atmosfere, stwerdzilam, ze przygotuje Polska Wigilie.

Zrobilam pierogi z grzybami i kapusta, troche z suszonymi sliwkami. Zrobilam uszka:

(Przepraszam za ta butelke i szklanke. To z dedykacja dla Reni, ktorej zdrowie wowczas wypilam.)
Kokoski srednio mi wyszly, ale zabralam je na impreze pozegnalna Erika - zjedli wszystkie co do okruszka. Milo:)

A dzis zmajstrowalam piernika. Az sie zdziwilam, ze mi taki wyszedl. Przelozylam go polskim, domowym powidelkiem, zrobilam polewe i posypalam orzechami, zeby ladniej wygladal. Ciekawa jestem jak smakuje :p


Z racji, ze zrobilam zbyt duzo ciasta, wlalam je do foremek i w taki oto sposob powstaly ciasteczka:



Zrobilam rowniez golabki, albo raczej kiepska imitacje golabkow.

(lacznie ok. 10 sztuk)

Rano ugotuje barszcz, moze kompot z suszek i skoncze kolejnego placka, bo poki co jest sam biszkopt.

Pomyslicie - Pogielo ja?!
Wszyscy pytaja dla kogo pieke, gotuje, skoro bede sama. Jakos sie tym nie przejmuje.
Nie mam rodziny, znajomych, wiec przynajmniej bede miala polskie jedzenie. Aaaa. I polska 'Nalewke Babuni', ktora nabylam w polskim sklepie, ktory swoja droga wyglada jak w czasach PRLu.
Co nie zmienia faktu, ze milo bylo zobaczyc polskie produkty, uslyszec polski jezyk i miec stycznosc z jakze uprzejmymi ekspedientkami. Poczulam przez chwile to ponure oblicze Polski.


Lecz zeby Was pocieszyc, chce oznajmic, iz wieczor Wigilijny spedze w gronie host rodziny Pauliny. Sa to bardzo sympatyczni ludzie, nie smialam odmowic. A po kolacji u nich, wybieramy sie z Paulina do Carmen, gdzie razem z nia i jeszcze jedna Niemka, zrobimy sobie mini wigilijke. Carmen zostala sama w domu na 3tyg. Trzeba sie wspierac.


Konczac na dzis, zycze Wam moi Mili przede wszystkim RODZINNYCH SWIAT.
DOCENCIE to, co macie i cieszcie sie kazda najmniejsza chwila spedzona w gronie najblizszych.
A dla tych, ktorzy tak jak ja spedzaja te swieta poza domem rodzinnym, zycze wytrwalosci i ufnosci na lepsze dni:)

Wesolych swiat!

12/21/2010

Mam wrazenie, ze i tak nikt tego nie czyta, wiec pozwole sobie na odrobine wulgaryzmu:

12/17/2010

Moroccan dinner.

Zepsulam klawiature, dlatego zastoj w notkach. Malo czasu, mniej checi.
Duzo maili/wiadomosci do napisania, notek tez.

Krotka relacja z Moroccan dinner, ktory odbyl sie w poprzednia sobote i ktory byl genialna impreza, z mnostwem swietnych ludzi, a przede wszystkim z dobrym jedzeniem i mojito, ktore serwowalam JA!! (na cos przydaly sie barmanskie umiejetnosci)










Przedswiateczna tradycja: ugly sweater.


Impreze zakonczylismy u sasiadow Jasona. Powiedzial, ze ich nie zna, a ze slyszelismy muzyke, powiedzialam, ze czas najwyzszy sie z nimi zapoznac.
Ku naszemu zdziwieniu trafilismy na gej party!! Jednym slowem: WOW.
Byli mili i zaproponowali nam shoty. A w jaki sposob je wypilismy, zobaczcie sami:


Jeden z sasiadow:



Noc spedzilismy u Jasona, a rano Daine przygotowala Vietnamese brunch:



Jestem wypruta, zmeczona praca, zmeczona wszystkim.

12/11/2010

prymitywnie acz skutecznie.

Przed przyjazdem do USA moje kulinarne zdolnosci ograniczaly sie wylacznie do zrobienia nalesnikow, ugotowania (czesciej spalenia) ziemniakow i kilku innych podobnych wyczynow.
Po kilku miesiacach tutaj moge smialo stwierdzic, ze odkrylam swoj uspiony talent.
Poczatkowo byly nalesniki, pozniej zostaly one urozmaicane farszem z kurczakiem i warzywami,
Bylo risotto, ktore smakowalo (przepraszam ze to mowie) lepiej niz domowe :D haha :D
Nie zabraklo rowniez zup jak i ciast, ciasteczek.
A z racji, ze swieta zblizaja sie wielkimi krokami, jak obiecalam, tak zrobilam.
PIEROGI. Tym razem nie byly one brazowe, a farsz sie nie rozpuscil podczas gotowania. Kilkadziesiat pierozkow z kapusta i pieczarkami jak rowniez z suszonymi sliwkami. Pychota! Mowie Wam!

A oto w jaki sposob zmuszona bylam je wykonac:


Nie posiadam tu walka, wiec moim nieodlacznym zamiennikiem jest butelka po Heinekenie, a jak widzicie do wykrawania nie uzylam szklanki, tylko nakretki od sippy cups. Dacie wiare?
Nie wyobrazam sobie przygotowywania wszystkich wigilijnych potraw, z uzyciem tych przyrzadow. Niby Ameryka, a czuje sie jakbym byla na jakims obozie dla harcerzy :D

Pierwsza-brazowa wersja:




A tak poza tym wszystkim jutro sadny dzien. Modlejcie sie za mnie!!


btw Prosze o propozycje na prezenty dla hostow. :)

12/09/2010

an appointment.

Tak wiec pierwsza wizyte u doktora mam za soba. Niby musialam czekac na nia tydzien, ale to i tak nie najgorzej.
Dobrze, ze poszlam wczesniej, bo okazalo sie, ze nie mialam nr-u, ktory byl potrzebny, by sie tam dostac, wiec 10min przez wizyta zadzwonilam do szpitala, podalam wszystkie potrzebne iformacje (a sporo ich bylo) i dostalam numerek, ktorego tak bardzo potrzebowalam. :)
Tak wiec teraz podlegam pod Mass General Hospital. Faaaajnie :)

Ledwo dostalam do reki moje papierki, a juz wyszla po mnie pielegniarka. Cisnienie, puls, waga, wzrost.
Z racji, ze jestem nowa, przydzielono mi lekarza odgornie - mila, sympatyczna, rudowlosa i ciezarna kobitka:)
Wywiad co do chorob w rodzinie, zbadanie i skierowanie na Xray. Myslalam, ze znow bede musiala czekac tydzien, dwa..
10min pozniej mialam juz wykonane zdjecie.
Kolejne 10min i zdjecie zostalo przeanalizowane.
5min i znalezli mi buta korygujacego.
Wszyscy lekarze i pielegniarki byli baardzo sympatyczni, a jak kto zobaczyl, ze czekam dluzej niz 3min, natychmiast sie zainteresowal i zaczynal szukac doktora.

Gdy juz wyszlam do CVS, azeby odebrac moje lekarstwa (recepta zostala wyslana faxem, wiec po kilku min moglam juz ja wybrac), zadzwonila do mnie moja p.doktor, aby mnie poinformowac, ze w pn o godz tej i tej, mam wizyte u specjalisty.
Czyz nie cudownie?

Takie rzeczy w Polsce? Nie do pomyslenia! Nie tesknie ni troche!



Jedyne, co mnie boli, to kieszen. Moje ubezpieczenie nie pokrywa wszystkiego (chyba), wiec jesli bym chciala wybrac te lekarstwa, musze zaplacic ponad 30baxow. Nie duzo, ale jednak..
BONUS! Mam to szczescie, ze moja hostka jest farmaceutka, wiec kupie zamiennik bez recepty za 5$. :D

A oto w czym teraz musze chodzic...


Czas zainwestowac w cieple skarpety :D



Opisalam cala wizyte, a nie napisalam dlaczego musialam isc do lekarza :p
A wiec od ponad miesiaca nie moge normalnie chodzic. Nagle zaczelo mnie bolec i delikatnie puchnac. Skad sie to wzielo?
Nie mam pojecia.
Najprawdopodobniej to skutek biegania.
Cokolwiek to jest mam nadzieje, ze szybko przejdzie, bo przez to nie moge realizowac swoich planow i poniekad dziala to na mnie dobijajaco....

12/08/2010

almost Xmas.


Christmas tree in Boston - Quincy Market.

Na ulicach i w sklepach szal przedswiateczny. Nawet jesli bys chcial zapomniec o swietach, mieszkajac w downtown, jest to niemozliwe.
Tak wiec powoli zaczynam sie w to angazowac i jutro zaczne lepic uszka i pierogi z grzybami i suszonymi sliwkami. Dlaczego tak wczesnie? Poniewaz bardzo prawdopodobne, ze w przyszlym tygodniu pojade na tydzien do stl i wroce na dzien lub dwa dni przed Wigilia, wiec chce czesc rzeczy zrobic juz teraz. A poza tym jutro nareszcie bede miala dostawe jedzenia do domu! Bo teraz w lodowce mam tylko jajka, mleko (low fat i tluste dla malego) i platki kukurydziane. Fajnie, nie? :) Spoko, juz do tego przywyklam.

Powracajac do swiat - szczerze powiedziawszy to nie moge sie ich doczekac. Tzn tylko PO CZESCI.
Hosci wybieraja sie na Floryde 22-26, a ja w tym czasie bede w Bostonie. O tym, dlaczego z nimi nie jade, nie bede wspominac na blogu. Po prostu zostaje w Bostonie i bede miala swoja wlasna Wigilijke :) I nareszcie chwile wylacznie dla siebie!
Tego mi trzeba najbardziej!


Ale do swiat jeszcze duzo czasu. Kurde, albo tylko 2tyg. WoW!


Trzeba pomyslec nad prezentami dla hostow i wigilijnym jadlospisem. Jakies propozycje?


W koncu ilez mozna jesc sushi?



(moj dzisiejszy obiad)


**notka z 'T party' wkrotce.

12/06/2010

International Friends :)

Korzystajac z okazji, iz nareszcie mam zdjecia, ktore popstrykalam na 'Polish soup party', zrobie krotka prezentacje moich nowych i 'starych' znajomych. Jednym slowem ludzi, ktorzy pozwalaja mi tu przetrwac i dzieki ktorym pobut w Bostonie nabiera jakiegokolwiek sensu.

Zaczynajac:
Paulina - Jedyna osoba z Polski, z ktora mam ochote sie tutaj zadawac i z ktora dobrze sie dogaduje. Dzieki niej czuje sie jakos... lepiej :)


Elena - nasza rosyjska kolezanka, ktora polowe zycia spedzila w Stanach. Bardzo wygadana, majaca niezwykla zdolnosc przyswajania jezykow obcych. Ciekawa osobka :)


Swoja droga podziwiam naszych wspolnych znajomych. Z tego co mowili, to zajelo im troche czasu, aby wreszcie zaczac nas rozrozniac. Mimo tego, niektorzy wciaz nie wiedza jak nas nazwac, wiec po prostu mowia 'Lina' :p
(jest jeszcze Elina, ale cale szczescie nie widujemy sie czesto:p)

Erik, o ktorym juz wspominalam we wczesniejszym poscie:



Daniel (Spain) -prze CH. jesli chodzi o zdolnosci muzyczne. Gdybyscie uslyszeli, jak wymiata na bongosach, perkusji, nawet zwyklym dlugopisem potrafi tak zagrac, ze szczeka opada. Na pianinie tez wymiata, na gitarze cos tam tez gra.
Studiuje matematyke i gra w teatrze. Totalnie zakochany w Elenie. Nie zdradze czy z wzajemnoscia.. :p


Emrah! (Turkey) Ten to jest prze ciul! Uwielbiam go i jego poczucie humoru!:D I nawet tancowac potrafi, co tutaj rzadko sie zdarza:p


Jason (USA). Na poczatku myslalam, ze to jakis 'ciec', zapalony motocyklista. Ale po kilku spotkaniach i rozmowach twierdze, ze to przeinteligentny czlowiek, a rozmowa z nim to przyjemnosc -nigdy nie wiesz czego sie po nim spodziewac, lubi ripostowac. Ma bardzo trafne spostrzezenia, o ktorych nie mowi dosc czesto, ale doskonale wie co jest na rzeczy / kto sie ma ku sobie. I dlatego lubi.. tworzyc pary.
A sposob w jaki organizuje imprezy jest przeswietny!
"-Ooo, zapomnialem Wam powiedziec, ale w piatek dziewczyny beda gotowac polska zupe u Eleny. Zaczynaja o 8.30"
"Dobrze wiedziec Jason.." :D


Konrad -Polak mieszkajacy w Pl od 3go roku zycia. Spotkalam go raptem 3razy, ale smialo moge powiedziec, ze fajny z niego chlopak. Lubie sposob, w jaki mowi 'po polski' :p


Carmen (au pair; Germany) i Dani


Chris (USA), informatyk. Mimo tego, ze mieszka w New Hamphire dosc czesto mozna go spotkac na naszych imprezach. Zawsze chetny do podwozenia ludzi; zaleca sie nie powiem do kogo.


Nicholas (ten w srodku) Jak mozecie zauwazyc French guy!:p Tzn mieszaniec, Amerykaniec tez. Dosc dziwny, oczytany, najlepszy autor Gombrowicz. Zwlaszcza ksiazka Kosmos:D Ma swoje odchyly, ale ogolnie spoko koles.
Po prawej Oktavio -dobry perkusista i gitarzysta. Niedawno go poznalam, ale wydaje sie byc ok:) (imienia dziewczyny nie pamietam, nie wiem kim jest:p)


Po prawej Ben (USA). Zdecydowanie ma zbyt wiele wspolnego z Harvardem i przedmiotami scislymi. Strasznie poplatany, pomieszany, czasem wydawaloby sie, ze niezle zacofany, ale koles ma potencjal. Nie widuje go czesto, okazjonalnie.





Zawsze pomoga w potrzebie

(zeby nie bylo, Jason nie zauwazyl braku krzesla w zwiazku z czym wyladowalismy na podlodze. Dobrze, ze Emrah i czlowieczek w stylowych okularach przyszli z pomoca:p)


A imprezy z nimi to czysta przyjemnosc :)



PS Dodalam tutaj zdjecia tych osob, z ktorymi najczesciej sie spotykam. Oczywiscie nie ma tutaj wszystkich. No i brakuje ludzi z The Tap, z ktorymi rowniez czesto sie widuje. :)