Zepsulam klawiature, dlatego zastoj w notkach. Malo czasu, mniej checi.
Duzo maili/wiadomosci do napisania, notek tez.
Krotka relacja z Moroccan dinner, ktory odbyl sie w poprzednia sobote i ktory byl genialna impreza, z mnostwem swietnych ludzi, a przede wszystkim z dobrym jedzeniem i mojito, ktore serwowalam JA!! (na cos przydaly sie barmanskie umiejetnosci)
Przedswiateczna tradycja: ugly sweater.
Impreze zakonczylismy u sasiadow Jasona. Powiedzial, ze ich nie zna, a ze slyszelismy muzyke, powiedzialam, ze czas najwyzszy sie z nimi zapoznac.
Ku naszemu zdziwieniu trafilismy na gej party!! Jednym slowem: WOW.
Byli mili i zaproponowali nam shoty. A w jaki sposob je wypilismy, zobaczcie sami:
Jeden z sasiadow:
Noc spedzilismy u Jasona, a rano Daine przygotowala Vietnamese brunch:
Jestem wypruta, zmeczona praca, zmeczona wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz