12/17/2010

Moroccan dinner.

Zepsulam klawiature, dlatego zastoj w notkach. Malo czasu, mniej checi.
Duzo maili/wiadomosci do napisania, notek tez.

Krotka relacja z Moroccan dinner, ktory odbyl sie w poprzednia sobote i ktory byl genialna impreza, z mnostwem swietnych ludzi, a przede wszystkim z dobrym jedzeniem i mojito, ktore serwowalam JA!! (na cos przydaly sie barmanskie umiejetnosci)










Przedswiateczna tradycja: ugly sweater.


Impreze zakonczylismy u sasiadow Jasona. Powiedzial, ze ich nie zna, a ze slyszelismy muzyke, powiedzialam, ze czas najwyzszy sie z nimi zapoznac.
Ku naszemu zdziwieniu trafilismy na gej party!! Jednym slowem: WOW.
Byli mili i zaproponowali nam shoty. A w jaki sposob je wypilismy, zobaczcie sami:


Jeden z sasiadow:



Noc spedzilismy u Jasona, a rano Daine przygotowala Vietnamese brunch:



Jestem wypruta, zmeczona praca, zmeczona wszystkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz