6/30/2011

C.W. Post

Jednym z obowiazkow mojego pobytu w USA bylo zdobycie 6ciu kredytow naukowych. (agencja CC tylu wymaga)
O kursie na Harvardzie juz wspomnialam. Dostalam za niego 3.5 kredytu. Zrobilam rowniez kolejny kurs. Spedzilam 8tygodni jezdzac w kazdy poniedzialek do Cambridge i zamiast przyjemnej 2godzinnej lekcji wynudzilam sie na smierc. Uczeszczalam na kazde zajecia poniewaz chcialam dostac kredyt. Niestety po zakonczeniu kursu agencja mnie poinformowala ze za Cambridge Center for Adults nie zostana przyznane mi kredyty.
Strata czasu i pieniedzy.
Nie mialam juz wiele czasu by zapisac sie na kolejne dlugotrwale kursy, wiec zarejestrowalam sie na weekendowy kurs w Nowym Jorku.

Szkolenie odbylo sie 17-19go czerwca.
Przepisowo powinnam byla znalezc sie na kampusie 17go o 5pm. Lecz stwierdzilam, ze nie oplaca mi sie jechac w piatek, poniewaz droga autobusem do NYC i z NYC pociagiem do Long Island (stamtad autobusem na kampus) zajmie mi cale wieki i z pewnoscia nie zdarze na czas.
Wiedzialam, ze tego dnia Chris wybieral sie po pracy w odwiedziny do swojego kuzyna, ktory mieszka na Long Island, wiec skorzystalam z okazji, ugadalam sie z Chrisem i w ten sposob wyjechalismy ok. godz 7pm.
Nie obylo sie bez cyrkow ze szkola.
Zadzwonilam do nich w poludnie i oznajmilam, ze zostalam zmuszona do pracy dluzej niz bylo to planowane i ze nie przyjade na czas.
Zostalam wypyskowana z gory na dol, ale sie nie dalam i ostatecznie postawilam na swoim. Po przyjezdzie na drugi dzien nie powiedzieli NIC.


Pierwsza noc spedzilam w samochodzie Chrisa, by z rana moc pojechac do miejscowosci oddalonej o 20 min.
Powiem tak.
Gdy siadlam za kierownica jego samochodu poczulam sie jakbym pierwszy raz w zyciu prowadzila samochod.
Chris jest czlowiekiem prostolinijnym i uwielbia reczna skrzynie biegow.
A Alina od 10ciu miesiecy jezdzi na automacie. W pierwszym momencie zglupialam. Zapomnialam calkowicie, ze istnieje cos takiego jak sprzeglo!
Wstyd!
Ale po kilku minutach nadrobilam braki i moglam ruszac w droge -co nie zmienia faktu, ze przez caly czas jechalam jak na szpilkach. Cale szczescie na autostradzie mialam jedna predkosc, wiec nie mialam wiekszych problemow.
Jedyne co mi sie przydarzylo to zgasniecie silnika na swiatlach badz ruszenie z ogromnym piskiem opon. Normalka.

Bylo to tak wazne wydarzenie, ze musialam o tym napisac! A teraz wracam do mojego kursu.

Jak juz wspomnialam przyjechalam na kampus w sobotni poranek.
Zaraz po przebudzeniu sie w Bellerose

A tu juz kampus w Brookville




Poranne swiatlo bylo bardzo przyjemne




Na kampus przyjechalam pierwsza wiec musialam czekac na pozostalych. Wiedzialam, ze rano serwowane bylo sniadanie. Poszlam do kafeterii i czekalam. Przy wejsciu poznalam dwoch szwedow bioracych kurs sportu, popisujacych sie swoimi najnowszymi "apsami" w iPhonach.
Gdy tylko wiecej ludzi zaczelo przychodzic bardzo szybko przemierzylam wszystkich wzrokiem i wybralam dziewczyny, ktore wygladaly na w miare sympatyczne i jak wywnioskowalam braly ten sam kurs.
Nie pomylilam sie.
(po lewej australijka, po prawej niemka)
Dziewczyny sympatyczne. Australijka wygadana i w duzej czesci skupiona na sobie, aczkolwiek glupia nie byla.
Pod koniec kursu bylam juz zmeczona jej osoba i opowiesciami o zyciu w "gated community", czyli zamknietym obszarze pod specjalnym dozorem i o swoim wspanialym, lajtowym zyciu.
Niemka wielka fanka Glee po raz trzeci w jednym tygodniu pojechala na ich koncert. Wymknela sie z zajec i uszlo jej to na sucho.

Negatywne strony wyjazdu:
*JEDZENIE
Bylo ochydne! Typowo amerykanskie, wstretne, niezdrowe. Najgorsze bylo to, ze wszystkie dziewczyny jadly ogromne ilosci tego swinstwa!

cale szczescie mieli wegetarianskie burgery. Inaczej bym glodowala.
Duze ilosci brownies i ciasteczek z czekolada. Ciesze sie, ze bylam tam tylko przez dwa dni, bo nie wytrzymalabym dluzej.
Podziwiam tylko dziewczyny, ktore pomimo tego, ze jadly to, co bylo podane, kupowaly jeszcze ogromne ilosci slodyczy i frytek.
Jak dla mnie bylo to niewyobrazalne.
Co ta ameryka z nimi zrobila..


Za negatywna rzecz uznaje rowniez towarzystwo au pairek. Chyba nie musze komentowac.

Pozytyw?
ZAJECIA.
Byly bardzo interesujace i wciagajace.
Historia Amerykanskiej Muzyki.
Uczylismy sie praktycznie o wszystkim. Od jej poczatkow po czasy wspolczesne.
Sluchalismy duzo piosenek, a nawet napisalismy jedna!
Kazda grupa miala przygotowac swoja, bluesowa piosenke i pozniej zaspiewac przed cala klasa.
Smiesznie bylo.





Ogladnelismy tez film "This Is It". Nareszcie mialam okazje go zobaczyc.
Film cudny.
Moze nie bylam wielka fanka Michaela Jacksona za mlodu, ale teraz czuje do niego wielki respekt.

Po zakonczeniu ogladania filmu poszlam na spacer wokol kampusu



Z racji, ze dziewczyny nie pozwolily mi spac w samochodzie, noc spedzilam w akademiku za darmoszke. Bez placenia dodatkowch 100$ za kawalek kanapy.
Milo.
(od poczatku wiedzialam, ze tak bedzie)


Niedziela uplynela w miare szybko aczkolwiek to siedzenie w klasie bylo juz naprawde meczace.
Po koniec przyszedl czas na dzielenie sie "swoja" muzyka. W glownej czesci odtwarzana byla muzyka z iPod'ow. Jakze sie zdziwilam, gdy na srodek wyszla koreanka i oznajmila, ze bedzie spiewac.
Powiem tak: doslownie mnie zatkalo. Zrobila na mnie ogromne wrazenie. Sposob w jaki spiewala wskazywal, ze to nie byl jej pierwszy publiczny wystep i z pewnoscia miala za soba wieeele bardzo publicznych popisow.


Australijskie hippie

Kanadyjskie dziecko

Brytyjskie, sepleniące sudoku


Jako podsumowanie kursu mielismy quiz. Wygrana druzyna otrzymywala markowe koszulki Universyteckie.



(to dziewcze po prawej zdradzilo mi, ze mieszka na Upper East Side na Manhattanie. Pozazdroscic.)

Niestety nie udalo nam sie wygrac, ale z racji, ze nauczelowi zostaly 2 gratisowe koszulki zaczal zadawac pytania.
Nie sadzilam, ze to wlasnie JA zgarne ostatnia koszulke! Mam talent!

Szczesliwa z posiadania koszulki udalam sie na spotkanie z Chrisem, jego kuzynem i znajomymi...

6/23/2011

Z serii "Exploring" czyli Castle Island

Wtorek byl moim dniem wolnym. Pracowalam tylko rano. Z reguly w ciagu dnia nie ma za bardzo co robic bo wszyscy znajomi sa zajeci a miasto samo w sobie uwazam za nudne.
Mimo wszystko nie chcialam tracic tak pieknego dnia wiec korzystajac z rekomendacji znajomego zabralam rower i pojechalam na przejazdzke.
Z Newton do South Boston - ok. 25km w jedna strone.
Pozytywnie sie zaskoczylam, gdy nagle znalazlam sie w polskiej dzielnicy. Nie moglam nie skorzystac z takiej okazji i bez zastanowienia przystanelam przy polskim sklepie.
Wyszlam po godzinie poniewaz akurat tego dnia pracowala kobitka, ktora poznalam tu gdy przyszlam pierwszy raz. Mialysmy sporo do obgadania :)

Mialam ochote na pierogi, ale niestety byly zamrozone, wiec ostatecznie dostalam pyszna, polska kanapke. Jak to Kolega zapytal: Jaka to jest polska kanapka? Ja odpowiadam DOBRA.
Nie pamietam kiedy ostatnim razem jadlam bialy chleb czy bagietke. Wedlin czy wyrobow miesnych od poczatku pobytu w Stanach nie tykam.
Tutaj dostalam kanapke z biala bagietka, z szynka, ktora smakowala jak szynka a nie jak naszpikowany chemikaliami kawalek bezsmakowego miesa.
Byl tez ser zolty, salata i ogorek kiszony! Zoladek byl w 7 niebie!
Nie moglam rowniez przejsc obojetnie obok Michaszkow i Prince Polo.
Lecz hitem dnia okazala sie WARKA! Pamietam czasy, gdy pracowalam w Piwiarni Wareckiej. Nie moglam juz patrzec na ta marke. Teraz? Zamiast wymyslac z Porterami, innymi ciemnymi piwami czy nawet Zywcem, wybralam Warke.
Mimo wszystko piwem, za ktorym najbardziej tesknie to.. Desperados!
Amerykanskim odpowiednikiem Desperadosa jest Corona. Cienka w smaku i cienka procentowo. Desperadosa nie mozna kupic w Stanach. Jest to francuskie piwo, niedawno przejete przez Heinekena. Slyszalam pogloski, ze Heineken ma robic w tym roku wielka kampanie promujaca swoja marke wiec mam nadzieje, ze niebawem Desperados zawita rowniez do amerykanskich marketow.

Wracajac do mojej wyprawy..
Z usmiechem na twarzy i plastikowa reklamowka wyszlam ze sklepu i pomknelam w strone wyspy. Okazala sie byc blizej niz myslalam.
W nozdrzach zapach morza i nagle przed oczyma plaza. Pozytywnie zaskoczona!

Jechalam wzdluz brzegu i suszylam zeby :p
Po kilku minutach znalazlam miejscowe na piachu i bez zastanowienia rozpakowalam kanapke. Zjadlam kawalek po czym zobaczylam bawiace sie obok mnie dziecko.
Ucieklam szybciej niz usiadlam. -tak. mam wstret do dzieci. Zwlaszcza amerykanskich.
Zmienilam lokalizacje. Z miekkiego piasku na muszelki i kamienie.
Z dala od dzieci i z mala iloscia ludzi.
Rozpoczelam prawdziwe ucztowanie:




Raj! :)

Pierwszy raz w Stanach pilam alkohol owiniety w papierowa torebke


ogladajac latajace kilkanascie metrow nade mna samoloty




Bylo zbyt goraco na siedzenie w miejscu, temperatura piasku nie do wytrzymania, wiec ruszylam na maly spacer wokol wyspy
Ciekawie bylo patrzec na Boston z nieco innej perspektywy niz dotychczas




Ucieszylam sie widzac rybakow. Dlaczego? Bo wpadlam na super pomysl! Zabiore tam niebawem Mlodego - on bedzie lowil ryby a Alina bedzie sie obijala :D







Stojac w tym miejscu i patrzac na Boston poczulam sie jak podczas mojego pierwszego rejsu w Nowym Jorku. Przypomnial mi sie widok na Manhattan...





Na Castle Island znajduje sie Fort Independence. Jest to jedna z najstarszych ufortyfikowanych strony Brytyjskiej Polnocnej Ameryki.
Jego strategiczna lokalizacja pomogla w ocaleniu Bostonu podczas wojny w 1812r. przed brytyjskim atakiem, zas podczas II Wojny Swiatowej marynarka wojenna USA uzyla tego miejsca do rozmagnesowywania statkow.

Obecnie wyspa pelni role turystyczna. Jest otwarta do zwiedzania, nawet mozna wykupic sobie tourne z przewodnikiem
badz expresowy rejs wokol wysepek

Osobiscie nie widzialam tam turystow. Przychodza lokalni, bostonianie. Rodziny z dziecmi i ludzie starsi. Doskonale miejsce na relaks.

Znajduje sie tam rowniez bar szybkiej obslugi
(ruszylam aparatem dlatego zdj sie rozmazalo a mam tylko jedno z tego miejsca.)
Slynie z dobrych lodow.

Kupilam mrozona kawe i usiadlam na kilka minut, by podziwiac piekno tego miejsca i ochlodzic sie w cieniu



Lotnisko znajduje sie pod drugiej stronie wyspy


Po kilku godzinach wsiadlam na rower i opuscilam wysepke na ktora jesli tylko pogoda i czas dopisze - wroce!


Po drodze minelam pomnik.. widac, ze fani hokejowej druzyny Bruins sa wszedzie

Wracalam ulica Dorchester. Ogolnie South End nie nalezy do bezpiecznych miejsc. Czuje sie wiszace powietrzu kradzieze i rozboje.




Red Line T i Amtrak



a tu juz centrum




Sponsor dnia