12/27/2010

swinta swinta i po swintach.

Nie myslcie, ze cierpie na homesick, ze popadlam w depresje itd. Nic z tych rzeczy!
Owszem, lezka sie w oku zakrecila, to normalne, ale swieta spedzilam w bardzo pozytywnym nastroju. W Wigilie odwiedzilam Pauline i jej rodzine, gdzie mialam okazje doswiadczyc prawdziwej amerykanskiej tradycji, co bylo bardzo interesujace, a po zakonczonym konsumowaniu wszystkich pysznosci, pojechalysmy na kolejna wigilijke do Carmen. A tam, wsrod kilku pozostalych au pair'ek ponarzekalysmy na rodziny i cala reszte amerykanskiego shitu.
Najedzona za wszystkie czasy, wzielam taxi i wrocilam do Bostonu. Powiedzialam kierowcy, ze nie mam wystarczajaco kasy, wiec niech mnie nie zawozi do domu tylko sie zatrzyma, na co on wylaczyl licznik i odwiozl mnie pod same drzwi. Haha, trzeba umiec robic interesy :p

W Boze Narodzenie odwiedzila mnie Paula. Zjadlysmy polski obiad, napily sie "Nalewki Babuni', zdrzemnely i poszly na Quincy Market, zeby pod najwieksza choinka w B. zaspiewac polskie koledy. Po pol h spiewania, zmarzniete wrocilysmy do mieszkania i zjadly goracy barszczyk z uszkami i pierogami. Milo bylo. :)
Gdyby nie ona i jej rodzina, i gdyby nie skype, nawet nie poczulabym, ze byly swieta.
Po prostu bylo Inaczej niz zawsze...


A dzis do Bostonu nareszcie zawital snieg! Momentalnie zrobila sie burza sniezna. Czegos takiego jeszcze nie widzialam, co nie znaczy, ze mi sie to nie podoba. Zajebiscie jest!
Mialam cicha nadzieje, ze dzieki temu lot moich hostow zostanie odwolany i zostana na Florydzie. Niestety ich samolot byl ostatnim, jaki wylecial tego dnia.
Tak oto wyglada moje szczescie.


Szczerze, nie moge sie doczekac Nowego Roku. Szykuje sie wiele zmian, ale o tym kolejnym razem.



Jako gratis -- tak wygladal dzis Harvard tuz przed zamiecia sniezna (odwiedzalam tam znajomego (*matematyk/astrofizyk-student Harvardu), wiec pomyslalam, ze wreszcie zrobie jakies zdjecia):




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz