3/27/2011

Visiting the Capital

Dopiero teraz sie zorientowalam, ze nie wspomnialam na blogu o mojej podrozy do... Waszyngtonu! Wybralam sie tam z Paulina i Elena, 29 stycznia, za 10$ w dwie strony, korzystajac z uslug MegaBusa. Przeplacilysmy troche, ale to byl jedyny wolny termin, ktory nam odpowiadal, wiec zamiast 2 czy 4 dolarow, bylo 10.

Podroz autobusem zajela nam 9h! Wymiete dotralysmy na miejsce o 6nad ranem. Waszyngton przywital nas niesamowitym mrozem. Znalazlysmy metro i po kilkunastu minutach czekania pojechalysmy do Bethesdy, gdzie mialysmy zapewniony nocleg.

Poszlysmy do sklepu, zrobily zakupy, znalazly dom, weszly i podczas gdy wszyscy spali, my jak intruzy zaczelysmy robic... nalesniki!


Byly wysmienite!!
Wyobrazcie sobie miny domownikowm, gdy rano zeszli do kuchni.. :D

Naszym hostem byl Ryan. Jego dziadkowie pochodza z Polski, a dokladnie to z moich podkarpackich rejonow. Podczas tego weekendu towarzyszyl nam za przewodnika. Nie musial, ale chcial. Bardzo milo z jego strony.


Podczas tej wyprawy towarzyszyl nam nasz wierny przyjaciel Henry - pingwin Pauliny. (bawimy sie w gre - "Znajdz Henry'ego!":D)

White Buliding pomylony przez Paule z White House :D


"Banana rocks" i Washington Monument poswiecony pamieci Georga Washingtona, pierwszego prezydenta Stanow, znajdujacy sie w centrum National Mall.




Koniecznie chcialysmy zobaczyc Bialy Dom, niestety z powodu jakiegos wydarzenia nie bylo to mozliwe. Ochrona Prezydenta jest naprawde na wysokim poziomie.
Poszlismy wiec zobaczyc Bialy Dom od tylniej strony a tam natknelismy sie na strajkujacych - widok codzienny.



Bialy Dom 'od tylu'



Z racji, ze National Mall to przede wszystkim skupisko Muzeow, cala nasza wyprawa opierala sie na zwiedzaniu ich. Byly bardzo interesujace, lecz dwa dni chodzenia po Muzeach to zdecydowanie za duzo. Dobrze jest to robic 'na spokojnie'.

Nie moglam nie skorzystac z okazji, wiec namowilam reszte ekipy na spacer do National Geographic Muzeum.

Na moje nieszczescie byli w trakcie zmieniania wystawy, wiec jedna czesc byla niedostepna dla zwiedzajacych, a druga byla zajeta w zwiazku z odbywajaca sie tam 'konferencja', spotkaniem czlonkow NatGeo. Mialam okazje ich zobaczyc tuz po tym posiedzeniu: wszyscy wysoko sytuowani, ubrani w najlepsze garnitury, perfekcyjnie dobrane krawaty i wypasione samochody z prywatnymi szoferami.

Mimo wszystko w NatGeo Museum udalo mi sie zobaczyc przepiekna wystawe fotograficzna:



Zmarznieci i wykonczeni po calym dniu wrocilismy do domu, gdzie zaczelismy gotowanie..
Wspomnialam, ze Ryan ma polskie korzenie, ale nie napisalam nic o tym, ze ma totalnego bzika na punkcie polsko-rosyjskiego jedzenia.
Szafki kuchenne wypelnione sa polskimi produktami, sam piecze chleb, kisi kapuste. Znalazlysmy tez wlasnorecznie zrobione sloiki dzemu, byl tez ser bialy i smietana.
Doszukalysmy sie tez kabanosow!

Zrobilysmy rosyjskie plemieni

Walkowalam ciasto na plemieni. Serducho wyszlo mi NIECHCACO. :p


Rosyjskie kotljety a polskie sznycle

To byl bardzo smaczny obiad pomimo tego, ze nie przepadam za miesem i unikam jego spozywania

Zeby tradycji stalo sie zadosc, wykazalam sie moimi barmanskimi umiejetnosciami i zrobilam dla wszystkich wsciekle psy
(tego rowniez nie konsumowalam)






Wieczor zakonczylismy w baaardzo klimatycznym i niesamowicie zatloczonym barze pijac, a raczej jedzac -wysysajac- galaretkowe shoty. (polecam wszystkim moim kochanym studentkom ;))

3/21/2011

"I am like a bird, I wanna fly away"

Wczorajsza niedziela bylaby kolejna normalna niedziela, gdyby nie niespodzianka, ktora przygotowal dla mnie Chris.
Biorac pod uwage fakt, ze lubie sporty ekstremalne i ze gdzies tak wyczytal/uslyszal, ze chce poskakac, postanowil zrobic mi "surprise"!

Mielismy sie spotkac na paradzie z okazji Sw. Patryka. Parada ta jest jedna z najslynniejszych w Bostonie, podaza ona od przystanku Broadway do Andrew - jest to czesc South Boston. (a na Andrew Square mozna zaopatrzyc sie w polskie pysznosci, pomodlic sie w katolickim kosciolku i porozmawiac w jezyku polskim)
Niestety plany rozwiali znajomi Eleny, ktorzy przyjechali z CA w odwiedziny i chcieli zobaczyc Boston, wiec po raz kolejny sluzylam za przewodnika, a z parady zostaly nici.
Jednakze mam dla Was kilka zdjec z tego szalonego wydarzenia:













A my oprowadzilismy naszych nowych znajomych po Bostonie, odwiedzajac najslynniejsze miejsca (czyt. moja dawna dzielnice)


(pierwszy bostonski cmentarz)

po drodze napotykajac ludzi idacych na parade

oraz strajkujacych rasistow

slowa wypowiedziane przez jednego z panow, do mlodego czlowieka:
"You are white! I hate you! I hate white people!"



Przeszlismy przez Commons, w ktorym lodowisko wciaz funkcjonuje

i gdzie zostalismy zaskoczeni przez zalegajace resztki sniegu(ktory nawiasem mowiac wlasnie zaczal padac...w 1szy oficjalny Dzien Wiosny)

Wsiedlismy do samochodu i ruszyli autostrada do New Hampshire!
W miedzyczasie dwie osoby niechaco sie wygadaly co to za niespodzianka, wiec niespodzianka nie byla juz dla mnie taka niespodzianka, jaka miala byc (aczkolwiek ma inteligencja pozwolila mi domyslic sie wczesniej o co chodzi:p)

I w ten oto sposob znalezlismy sie TU


Szczegolowe pomiary; waga, wzrost, dane i lekcja przygotowawcza

nasz ulubiony znak : "RELAX" :)




i dokladne przeszkolenie przez naszego kochanego instruktora - bardzoo sympatyczny chlopaczek.


Wyobrazcie sobie nasze (moja i Pauliny) miny, gdy powiedzial do nas zdanie po polsku?!
Okazalo sie, ze jego rodzice sa Polakami, a mama MOWI troche po polsku (w tym przypadku chlopak mial szczescie, ze sie nie pochwalil polskimi korzeniami tylko dlatego, aby sie podlizac.)
Co wiecej - wszyscy pracujacy tam panowie potrafili powiedziec cos po polsku, a jeden z nich, gdy nas zobaczyl, od razu zapytal: "jestescie z Polski?"
Gratulacje i szacuneczek dla tego Pana, gdyz jako pierwsza osoba zasugerowal bezbledna odpowiedz, nie mylac nas z rosjankami. Jak twierdzil - wystarczylo mu jedno spojrzenie, by zauwazyc roznice. Milo :)


Skupienie...
i probne skoki :D


Pozniej kabina.

Alina ochotnik! Idziem na odstrzal!


Wydawac by sie moglo, ze to bulka z maslem, a tak naprawde to caly burger z ogorkami i orzechami wcisnietymi pomiedzy.
Niesamowita praca wszystkich miesni, ulozenie rak, nog, glowy i opor powietrza - nie bylo 'letko', ale jestem z siebie dumna, bo dalam rade i perfekcyjnie utrzymalam sie w powietrzu. :)
Za drugim podejsciem poszybowalam w gore. Instruktor mnie eskortowal i zaczelismy wywijac piekne piruety w powietrzu - cos pieknego!
(czulam sie delikatnie mowiac wyrozniona, bo z nikim innym tak nie "zaszalal" jak ze mna:D)

Na koniec Ed zaserwowal nam niezly pokaz swoich umiejetnosci. Byl w tym naprawde dobry.
Zapytalam co trzeba zrobic, by moc tam pracowac. Jego odpowiedz: "Masz rozmowe o prace, a na koniec musisz zaspiewac."
Powiem Wam, ze gdyby to bylo blizej z pewnoscia juz dzis bym zlozyla wniosek o dorywcza prace :)


To bylo swietne przezycie i tylko sprawilo, ze jeszcze bardziej chce skoczyc z samolotu.
Poki co - czekam do wiosny/lata i wypatruje jakis promocji na "Grouponie" badz "Buy with me" :)


Wieczor zakonczony na pizzy w Nashua




Wlasnie takich niedzielnych wieczorow mi potrzeba!