7/30/2010

....na lepsze.

Obawy, niepokoje, chwile zwątpienia, żal, lęk przed nieznanym i tęsknota za tym, co było, co jest tu.
Każdej z nas towarzyszą stany podłamania i chwile zwątpienia w słuszność podjętej decyzji.
U mnie chyba jest trochę inaczej. Nie wyolbrzymiam tych negatywnych uczuć, a przynajmniej się staram.
Dziś zdałam sobie sprawę, że ja naprawdę pragnę tego wyjazdu. Zdecydowanie jest mi on potrzebny. I zdecydowanie wiem, że miejsce, w którym obecnie się znajduję, w którym się wychowywałam, nie jest "moim miejscem".
Coraz bardziej wierzę w słuszność podjętej decyzji.
Zmierzyłam się z tą górą, podjęłam wyzwanie, więc teraz nie mogę zrezygnować, nie mogę zwątpić i będę wytrwale dążyła do wyznaczonego celu.
A tym celem jest LEPSZE ŻYCIE.
Najbliższy rok może być różny. Czasem będzie lepiej, czasem gorzej.
Ale to przecież nie będzie zależało od tego, czy to będę w USA czy w Polsce.
Czy żyjąc tutaj zawsze jest Ci dobrze? Nigdy nie miewasz gorszych dni? Wszystko udaje się po Twojej myśli?
No właśnie.


Tak więc za kilka dni udaję się na randez vous z panem konsulem. Mam nadzieję, że tak, jak w przypadku innych au pair, ja również otrzymam wizę. (Tak, boję się przeogromnie!!)
I jakoś nie może do mnie dotrzeć fakt, iż za 17 dni będę przygotowywała się do wylotu (o ile dostanę wizę:p) Takie to nierealne..nieosiągalne.. Jakby dotyczyło kogoś innego.
Ale mimo wszystko lubię to uczucie. :)
Wiem, że WARTO! :)

7/22/2010

FollowYourBliss.

Do wylotu pozostało 25dni. Szczerze? Wciąż to do mnie nie dociera. Coś, co początkowo było nierealne, teraz jest na wyciągnięcie ręki.
Nareszcie mam okazję udowodnić, że nie jestem gówniarzem, który po prostu głośno mówi.
Nie jestem małą dziewczynką, która buja w obłokach nie robiąc nic, by spełnić swoje marzenia.
Pomimo wielu docinek, negowania tej decyzji i traktowania jak ostatniego 'śmiecia' - NIE ULEGŁAM.
Twardo postawiłam na swoim.
Wytrwale broniłam i będę bronić swoich przekonań, a przede wszystkim będę walczyć o spełnienie własnych marzeń, będę brnęła do celu i osiągnę go.
Innym może się to nie podobać, mogą mnie wyśmiać. Ale mam to daleko w NIEpoważaniu - będę egoistką - to moje życie i to ja mam być Szczęśliwa w tym życiu.
Przykro mi, ale nie zdołam wszystkich zadowolić tak, jakby tego chcieli.
Pamiętajmy, iż Każdy z nas jest w pewnym stopniu egoistą.



Tak więc walcząc o swój 'kawałek życiowego raju', zdobyłam już zaświadczenie o niekaralności, które dostałam od ręki; międzynarodowe prawko również mam w swoim posiadaniu, tak samo jak zaświadczenie od lekarza, z którym były niemałe cyrki.
Ostatecznie pożegnałam moją doktorkę słowami: "Znajdę sobie innego lekarza, który mi to podpisze". No i znalazłam. Zmieniłam lekarza rodzinnego, z czego jestem niezmiernie zadowolona (tak właściwie po co mi ten lekarz w US?) i kobitka bez większych problemów uzupełniła mi papierek (nawet po ang rozumiała!!)
ale anglojęzyczną wersję uzupełnię sama.

Co dalej? Czekam na przesyłke z CC -w pn mam ją otrzymać: uzupełniam dokumenty wizowe, umawiam się na spotkanie z konsulem i jadę do krk by otrzymać tą wizę i wylecieć. :)



W tych wszystkich działaniach czynnikiem motywującym stały się maile od Hostki.
Dziś kupiła meble do mojego pokoju, przetransportuje tez tv i skombinuje tel.
Żeby się bardziej podjarać oglądam zdjęcia okolicy, w której będe mieszkała (jak to dobrze że można oglądnąć sobie niemalże każdą ulice, kamieniczke, budynki..ach ten internet i zdjęcia satelitarne..:D )


Coś jeszcze?
Tak.

Chciałabym już tam być...


I wiem, że BĘDĘ tęsknić. Chyba już zaczynam..

7/15/2010

Future Family.

Nie chciałam nic pisać o rodzince, żeby niepotrzebnie nie zapeszać i nie tracić czasu na opis jak to było w poprzednich przypadkach.

Tak więc teraz oficjalnie mogę się z Wami podzielić informacjami o rodzince, do której polecę :p


Mama: lat 32; Clinical Pharmacist, Specialist in Organ
Tata: lat 34; Clinical Instructor of Medicine
Michael: roczny bobas :)

Miejsce zamieszkania: obecnie Clayton, MO
Mama dostała pracę w Bostonie, a dokładniej będzie pracować w Massachusetts General Hospital, dlatego przeprowadza się tam. Znalazła już mieszkanko - pół mili od miejsca pracy - blisko wybrzeża :p
Niestety ojciec dziecka zostaje na miejscu - ze względu na pracę przeprowadzka jest niemożliwa.
Tak więc będę mieszkała z Mamuśką i Małym :)
Odpowiada mi to :)



A teraz pozostaje mi tylko czekać, wypełniać papierki i witaj Ameryko! :)



..........
Szczerze?
Już mam świeczki w oczach na myśl, że zostawię tu moich Znajomych..

TAK.

Cały dzień przygotowywałam się do tej rozmowy. W pracy pisałam pytania na karteczkach, aby ich nie zapomnieć, myślałam nad odpowiedziami, jednym słowem zaangażowałam się w to maksymalnie. Nawet udało mi się wcześniej niż zwykle wrócić do domu.
Wróciłam, właczyłam kompa, posłuchałam chwilkę muzyki, żeby się zrelaksować po pracy i przygotować do rozmowy i .... ZASNĘŁAM! Jak sie obudziłam,to od razu włączyłam skype i tu zaczęły się schody. Internet przestał działać.
Próbowałam się podłączyć przez jakąś godzinę, aż w końcu dałam za wygraną.
Zdołowało mnie to. Wiedziałam jakie są amerykańskie rodziny. Miałam z resztą do czynienia z podobnym przypadkiem: nie odebrałam tel to dziękujemy Ci bardzo, szukamy dalej.
Bałam się, że w tym przypadku też tak może być, a nie chciałam stracić tej rodziny, dlatego pierwszy raz w życiu nie szkoda mi było ostatnich groszy na koncie i połączyłam się z netem przez tel. Napisałam Hostce wiadomość na FB.
Nie mogąc zasnąć i zadręczając się czarnymi scenariuszami włączylam Fb ponownie, aby napisać Jej jeszcze jedną wiadomość, patrzę, a tam odpowiedź od Hostki..
Oczom nie wierzyłam! Zobaczyłam to zdanie i od razu świeczki!

"I would like to invite you to Boston to live with me and care for Michael. "


Ja też byłam w szoku. :p

Oczywiście dopiero godzinę po tej wiadomości Internet się włączył. Pierwsze co zrobiłam, to weszłam na maila a tam:


Dear Alina,

I would like to invite you to come live with Michael and I in Boston. After reviewing numerous applications and interviewing many candidates, I have decided to extend the offer to you. Please write and call me as soon as you can.

Sincerely,
Jen and Andrew





TAK. Przyszły rok spędzę w Bostonie!


Wciąż to do mnie nie dociera i wiem, że jeszcze długo w to nie uwierzę :)

Moje marzenie wreszcie może się spełnić.... :)))

7/13/2010

'Perfect match'??

W poprzednim poście pisałam, że złożę papiery na studia -nie zrobiłam tego.
Sprawy się troszkę pozmieniały.

Dokładnie tydzień temu rodzinka zaczęła przeglądać moją aplikację.
Dwa dni później dostałam maila "You have a match!"
Dzień później wiadomość od rodziny; zdjęcia i załączona cała aplikacja.
Wieczorem rozmowa.
Jest przeczucie, że to może być właśnie TA rodzina. :)

Póki co wymieniamy się krótkimi wiadomościami na FB, a jutro kolejna rozmowa.
Odbyłaby się szybciej lecz przez moją pracę (obecnie pracuję codziennie po naście godzin, gdyż jestem jedyną 'doświadczoną' kelnerką i szkolę inne dziewczyny:/)
było to niemożliwe.
Zapewne jutro porozmawiam z kobitką jak wrócę z roboty czyli ok. 4 naszego czasu. Jak to dobrze, że jest ta różnica czasowa :p
Póki co Hostka poleciała do Bostonu i szuka jakiegoś apartamentu - będzie się przeprowadzać.
Czyżbym następny rok spędziła w Bostonie?;> :))


Jeśli coś ruszy do przodu to oczywiście o tym napiszę.
Wszak muszę uwzględnić na tym blogu całą moją historię dotyczącą aupairowania :p

7/04/2010

I won't hesitate no more.

Au pair room otwarty od maja. Rodzinki pojawiały się i znikały, czasem dzwoniły bez uprzedzenia, czasem napisały maila a czasem po prostu siedziały cicho blokując profil.
Czas mija, a ja nie mogę czekać w nieskończoność.
Zmieniają się moje priorytety. Z każdym dniem czuję jak bardzo się zmieniam.
W sytuacji w jakiej się znajduję, mijające godziny wpływają na moją niekorzyść. A mianowicie termin składania papierów na studia się kończy. Jak już wspomniałam wcześniej - nie mogę dłużej czekać aż jakaś rodzinka łaskawie się do mnie odezwie.
Robię to, o czym nawet nie chciałam myśleć i czego do siebie nie dopuszczałam, gdyż uważałam, że w tym roku całkowicie mnie to nie dotyczy. USA wydawało się być tak oczywistym faktem. Czasem nawet i to się zmienia.
Tak więc składam papiery. Jeśli jakimś cudem dostanę się na te studia, to na nie pójdę. Jeśli nie, to wciąż będe czekała na rodzinkę. Jak US też nie wypali, to zacznę szukać innego pomysłu na życie. Póki co pracuję i zarabiam - na studia bądź na wyjazd.
Wiem, że każda z tych decyzji w jakiś sposób będzie słuszna i do każdej z nich podejdę z maksymalnym zaangażowaniem i chęcią wyciśnięcia z tego jak najwięcej korzyści.
Wiem, że sobie poradzę,a przynajmniej będę się starała z całych sił.

Póki co, potrzebuję odrobiny Pewnej koncepcji na życie.