Mialo byc kino ze wszystkimi znajomymi. Kina nie bylo. Nie to nie :p W zamian za to spotkalam sie z Aurelie. Chcialam ja oprowadzic po Bostonie, a przede wszystkim chcialysmy gdzies wyjsc. No i sie udalo :)
Rozpoczelysmy od Vapiano restaurant, gdzie poszlysmy po odbior zgubionego dzien wczesniej telefonu,ale pracownika, ktory zakosil ten telefon nie bylo, wiec nic nie zalatwilysmy. Z racji tego,ze glod nam doskwieral, poszlysmy do 'SubWay', gdzie zamowilysmy kanapki. Skonsumowalysmy je w baardzo przyjaznym miejscu - w parku :)

I zaczelysmy zwiedzanie. Wieczor byl goracy, wiec milo sie spacerowalo.

Zabralam Aurelie w moje rejony, a zobaczywszy fontanny usiadlysmy przy nich. Ale ilez mozna siedziec? :D
Takze jak widzicie nie nudzilysmy sie. Jak duze dzieci oblewalysmy sie woda i zatykalysmy stopami tryskajace fontanny przy okazji sie oblewajac:D Efekt uboczny: przemoczone az do majtek :D

Pozniej zabralam Aurelie na spacer ulica Hanover -ta slynna wloska uliczka, a pozniej wyladowalysmy na placu zabaw :p

Na zdjeciu nie widac,ale widok z hustawki byl niesamowity! :)
I..'Here comes the sun!' :P
Pozniej spacer po moscie - ksiezyc byl niesamowicie zolty! :)

w tyl zwrot i na parade :p Zalapalysy sie na mega widowisko.

figura Sw.Antoniego cala w dolarach (wg mnie to bylo przegiecie)

Przypadkiem uslyszalam jak ktos mowil, ze beda fajerwerki. Wiec pogonilysmy na miejsce, gdzie mialo sie odbyc to widowisko i czekalysmy. Godzine.

Lezalysmy na trawie, gadalysmy, smialysmy sie i patrzylysmy na niebo. I zaczelo sie... Czegos tak pieknego jeszcze nie widzialam! Najlepsze fajerwerki w zyciu! :)
Lecialy prosto na nas -doslownie. Mialysmy zajebista miejscowe, ale musialysmy szybko zwiewac, bo zostalysy zbombardowane spalonymi fajerwerkami :D

Ogolnie wieczor zaliczam do baaardzoudanych. Mial byc zwykly spacer, a wyszlo calkiem co innego. Nie narzekam :D
Oby wiecej takich dni :)
btw dzis w Bostonie upal nieziemski!!!
