7/22/2010

FollowYourBliss.

Do wylotu pozostało 25dni. Szczerze? Wciąż to do mnie nie dociera. Coś, co początkowo było nierealne, teraz jest na wyciągnięcie ręki.
Nareszcie mam okazję udowodnić, że nie jestem gówniarzem, który po prostu głośno mówi.
Nie jestem małą dziewczynką, która buja w obłokach nie robiąc nic, by spełnić swoje marzenia.
Pomimo wielu docinek, negowania tej decyzji i traktowania jak ostatniego 'śmiecia' - NIE ULEGŁAM.
Twardo postawiłam na swoim.
Wytrwale broniłam i będę bronić swoich przekonań, a przede wszystkim będę walczyć o spełnienie własnych marzeń, będę brnęła do celu i osiągnę go.
Innym może się to nie podobać, mogą mnie wyśmiać. Ale mam to daleko w NIEpoważaniu - będę egoistką - to moje życie i to ja mam być Szczęśliwa w tym życiu.
Przykro mi, ale nie zdołam wszystkich zadowolić tak, jakby tego chcieli.
Pamiętajmy, iż Każdy z nas jest w pewnym stopniu egoistą.



Tak więc walcząc o swój 'kawałek życiowego raju', zdobyłam już zaświadczenie o niekaralności, które dostałam od ręki; międzynarodowe prawko również mam w swoim posiadaniu, tak samo jak zaświadczenie od lekarza, z którym były niemałe cyrki.
Ostatecznie pożegnałam moją doktorkę słowami: "Znajdę sobie innego lekarza, który mi to podpisze". No i znalazłam. Zmieniłam lekarza rodzinnego, z czego jestem niezmiernie zadowolona (tak właściwie po co mi ten lekarz w US?) i kobitka bez większych problemów uzupełniła mi papierek (nawet po ang rozumiała!!)
ale anglojęzyczną wersję uzupełnię sama.

Co dalej? Czekam na przesyłke z CC -w pn mam ją otrzymać: uzupełniam dokumenty wizowe, umawiam się na spotkanie z konsulem i jadę do krk by otrzymać tą wizę i wylecieć. :)



W tych wszystkich działaniach czynnikiem motywującym stały się maile od Hostki.
Dziś kupiła meble do mojego pokoju, przetransportuje tez tv i skombinuje tel.
Żeby się bardziej podjarać oglądam zdjęcia okolicy, w której będe mieszkała (jak to dobrze że można oglądnąć sobie niemalże każdą ulice, kamieniczke, budynki..ach ten internet i zdjęcia satelitarne..:D )


Coś jeszcze?
Tak.

Chciałabym już tam być...


I wiem, że BĘDĘ tęsknić. Chyba już zaczynam..

3 komentarze:

  1. Oj, Inuś kochana... Nie wiem kto tak dołował Ciebie, ale ja do końca wierzyłam w Ciebie i w to że jednak wylecisz (nawet po tym wpisie, że to koniec). U mnie w rodzinie nikomu nie przeszkadza to, że lecę - poza babcią, która robi cyrki, ale taka to już jej rola w moim życiu: siać defetyzm i zwątpienie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Inuś będzie dobrze :D Ja wciąż nie mogę uwierzyć,że każdej się udało i wszystkie wylądujemy w US :) Mam nadzieję,że nasze spotkanie wypali :D

    OdpowiedzUsuń
  3. 4 raz pisze ten komentarz. ;o

    Co ja chcialam powiedziec? Hm.

    Rozumiem Cie w pelni, to naprawde trudne dzialac wbrew calemu swiatu- sama mam podobnie.
    Za wielki czyn uznaje rowniez fakt, ze dopielas swojego.
    Zarazem pragne sie wprosic na spotkanie- jezeli i mnie bedzie dany wyjazd.

    OdpowiedzUsuń