10/23/2011

First words from cold Poland.

Powracam na bloga!
Dosc dlugo sie do tego przymierzalam, a ilosc zdjec na dysku blagala o zamieszczenie ich na blogu, wiec nadrabiam zaleglosci  i zaczynam relacje.
Tym razem juz z szarej, smutnej, nudnej, narzekajacej i krzywo patrzacej Polski, do ktorej wrocilam 30go sierpnia.

Niespodziewanie zostalam przywitana na Warszawskim Okeciu przez Joanne, Kaje i Kate, ktore zrobily troche szumu na lotnisku:



 Umordowana podroza, pozbawiona snu przez 4 dni, zaplakana i obladowana calym "dorobkiem", przybrana kapeluszem i najciezszymi koralami zostalam uroczyscie przywitana a w zamian zostalam zobligowana do snucia opowiesci zza oceanu.
Dziewczyny glupie nie sa i wiedzialy, ze aby sie zalapac na jakiekolwiek opowiadania musialy byc pierwsze. Po tych kilku godzinach spedzonych na gadaniu -jakies 5-6h- odechcialo mi sie odpowiadac na te same pytania zadawane przez innych znajomych. Dziewczynom sie udalo!


Powrot do kraju przezylam bardzo ciezko. Przepelniona energia przez pierwsze 3 dni rzadko bywalam w domu..
   

do czasu...
3 dni po powrocie niefortunnie przeskoczylam z drogi na 3centymetrowy chodnik pod domem i tym oto sposobem zlamalam 3 kosci w srodstopiu. Od 3go wrzesnia siedze wiec w domu i czekam az moja noga dojdzie do siebie. Jestem po zabiegach, chodzenie ograniczylam do minimum.
Jak to Chris powiedzial : "Alina, you have the shittiest luck ever!"
I w tym niestety sie z nim zgadzam.
Zamiast dwoch tygodni w Polsce, jestem tu juz drugi miesiac i nie zapowiada sie, zebym szybko stad uciekla.
Rodzina sie przynajmniej mna moze nacieszyc, bo jesli juz opuszcze granice tego kraju, to predko mojej buzki tu nie ujrza.


Pod koniec pobytu w Bostonie bardzo nie chcialam wyjezdzac. Tzn. z jednej strony nie moglam sie doczekac zmian, ale (zwlaszcza) z momentem wyladowania w Europie Bardzo zalowalam powrotu, a gdy uslyszalam pierwsze rozmowy w jezyku polskim, bardzo mnie to bolalo od srodka.
Wolalabym zamknac uszy i nigdy wiecej nie sluchac tych prymitywnych konwersacji i obgadywania wszystkich i wszystkiego na okolo.
Draznilo mnie kazde slowo, kazde krzywe spojrzenie, kazda napotkana osoba i pan Gienek na srodku drogi z krowa.
Mowcie/myslcie o mnie co chcecie -takie sa moje odczucia i nikt ich w zaden sposob juz nie zmieni.


Po dwoch miesiacach musialam sie do tej depresyjnej Polski przyzwyczaic i z bolem serca musze przyznac, ze mentalnosc polakow zaczela mi sie udzielac, czego bardzo nie chcialam i przed czym zawziecie sie bronilam.
Jednakze wiem, ze nie moge przystopowac i obiecuje Wam i samej sobie, ze jak tylko wyzdrowieje, zaczne zyc z takim samym powerem, jakiego mialam w Stanach -zwlaszcza w ostatnich miesiacach mojego pobytu.


Jak juz wczesniej wspomnialam, mam wiele do nadrobienia, wiec spodziewajcie sie kilku milych postow w ciagu kilku najblizszych dni.

A tymczasem z tesknota i radoscia w serduchu wyczekuje odwiedzin mojej Pauliny, ktora we wrzesniu rowniez wrocila do Polski i przyjezdza do mnie jutro z Wroclawia!

3 komentarze:

  1. kochana ale jak to jest przyjechałaś do pl tylko na urlop i wracasz do us nadal jako au pair czy już zakończyłaś program?
    wierzę, że na pewno jest Ci teraz ciężko. więc życzę szybkiego powrotu do zdrowia i do us!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakonczylam program i wrocilam do PL. Rok jako au pair to zdecydowanie za dlugo i zdecydowanie nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się, że rok jest wystarczająco, zostałam zapytana ostatnimi czasy czy chcę przedłużyć program i mimo, że rodzinka jest ok rok wystarczy, boję się odczuć podobnych do Twoich , tego braku spontaniczności, oszczędności Polaków na wycieczki - już nie zadecyduję z dnia na dzień, że o to sobie jadę do Bostonu. Mówi się, że studia to najlepszy okres w życiu mam nadzieję, że to prawda i po powrocie zapomne szybko o US

    OdpowiedzUsuń