8/01/2011

"It's OK to be gay"

(znalazlam zaleglego posta z poczatku lipca, wiec zamieszczam go teraz.)

Niedziela w Cape Cod to wycieczka do Provincetown. Miasteczka homoseksualistow oficjalnie nazywanego "gay village".

Nie posiadam zadnych zdjec z glownej ulicy tego miasta, ale powiem Wam jedno: w zyciu nie widzialam tylku gejow za jednym razem na zywo!
Pieknie ubrani, wyrzezbione ciala, zadbane sylwetki. Widok bardzo interesujacy aczkolwiek po kilkunastu minutach czulam sie w pewnym sensie 'przytloczona'.
Zdecydowanie bylo to ciekawe doswiadczenie i bardzo mila podroz.
Dodam zdjecia takie, jakie ukradlam od znajomych:

Obowiazkowy kapelusz Jasona, a raczej jego krowy stojacej przed wejsciem do domu:
Zatrzymalismy sie tu przy jednej z plazy, ktorej klif byl wprost cudowny. "Dzika" plaza z pieknym widokiem na ocean.
Bedac kilkanascie metrow od wody, wybralismy sie tam na sesje zdjeciowa







Byla mowa o gejach. Wiec gdzie oni sa?!
Mielismy na tyle szczescia, ze zaraz przy brzegu byl zamkniety koncert dla gosci hotelu. Teren ogrodzony byl plotem, wiec mimo wszystko mielismy dobre widoki





Zespol spiewal i tanczyl. Kolesie byli Niesamowici! Mowie powaznie. Ich ruchy, rozciagliwosc, zgranie.. cos niesamowitego!
Po zakonczonym koncercie spotkalismy ich na ulicy.
Zdjecie pamiatkowe. A co! Kto jak nie my? ;p


Po wizycie w Provincetown pojechalismy ns pobliska plaze. Niestety pogoda nie dopisala i nie zobaczylismy zachodu slonca na ktory tak bardzo liczylismy.
Ale za to moglismy podziwiac plywajace przy brzegu foki i spedzac czas robiac nic badz spelniajac swoje marzenia o bycia syrenka
W roli glownej Ben



Niektorzy byli zmeczeni (hmm..czyzby skutki pedalowania 150km?:p)

a inni znudzeni (za duzo piachu w glowie)


byli i ci, ktorym woda sodowa uderzyla do glowy i wskoczyli do tej jakze goracej wody. Brrr!


Czesc kudzi wrocila do domku a nam tzn.Paulinie, Nurii, Danieli i OZowi zachcialo sie zaczerpnac troche adrenaliny i bezczelnie wlamalismy sie na dziewicze piaski.
Bylo pieknie!










Podczas tego weekendu swietowalismy 21 urodziny Bruny (brazylijki).
Zespol o ktorym wczesniej byla mowa zostal o tym natychmiast poinformowany i okazali sie na tyle mili, ze zaspiewali dla niej "Birthday song", ktora stala sie naszym CSowym hymnem. (nie moge sie doczekac jak uslysze ta piosenke w dzien moich urodzin czyt. za kilka dni)

http://www.twitvid.com/6KXQL



6 komentarzy:

  1. Podoba mi się fakt, że nie miałaś swoich zdjęć - bo na tych wreszcie Cię widać!
    Zazdroszczę przygód. :)
    Bo może nie zawsze komentuję, ale zawsze czytam.
    Pozdrowienia z Rakszawy. :p :***

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba jedyny wypad na ktorym ja nie robilam zdjec.
    Z wakacji mam tylko dwa zdjecia na ktorych jestem.

    OdpowiedzUsuń
  3. tak wiec życze żebyś częściej zapominała aparatu:P bo popieram aśkę, tak przynajmniej masz zdjęcia pamiątkowe na których jesteś!
    cudna plaża, szkoda trochę że pogoda nie do końca do pisała:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne zdjęcia- te z plaży :)

    OdpowiedzUsuń
  5. heeej :) jesteś jeszcze w Bostonie? :)
    karo

    OdpowiedzUsuń
  6. Hey Karo! Przepraszam, ze odpisuje dopiero teraz, ale dawno nie zagladalam na bloga. Od dwoch miesiecy jestem w domu w Polsce i lecze zlamana noge.

    OdpowiedzUsuń