6/11/2011

Rock climbing with a dose of Thai Food and chocolate!

W ostatnia niedziele wraz z Paulina udalam sie do New Hampshire w odwiedziny do Chrisa.
Nie nie, zadna nudna impreza, zadne siedzenie w domu. Tym razem -NARESZCIE- pojechalismy w gory! Dlugo czekalam na ta chwile. Przez dlugi czas nie moglam wiele robic z powodu mojej bolacej nogi, (ktora nareszcie -odpukac- znow ma sie dobrze) no i czesto tez nie moglismy sie zgrac na wspinaczke z powodu nadmiaru ilosci wszelakiego rodzaju spotkan z innymi znajomymi.
Tym razem sie udalo.
Dojechalysmy do Nashua ok. 1pm. Chris odebral nas ze stacji i pojechalismy do oddalonego o godzine rezerwatu narodowego.

Wspinaczke rozpoczelismy o godzinie 2pm.
Razem z Paulina bylysmy przekonane, ze bedziemy wylacznie chodzic po gorach.
Jakiez bylo nasze zdziwienie, gdy nagle na szlaku pojawily sie.. skaly.
Nasze spokojne "hiking" przemienilo sie w "rock climbing", czy konkretna wspinaczke gorska.Tzn. nie bylo az tak ekstremalnie, poniewaz nie potrzebowalismy zadnego sprzetu, ale mimo wszystko trzeba bylo sie po prostu wieszac na tych skalach.
Dla mnie to bylo cos pieknego! Bardzo mila niespodzianka!
Szlak byl trudny i szlo sie dlugo, ale widok, jaki zostal nam zafundowany na samej gorze, byl absolutnie warty kazdego wysilku!
Zdjec niestety nie posiadam, poniewaz zostawilam aparat w samochodzie (za ciezki byl)

Na szczycie posililismy sie grejfrutem i mixem orzechowym, ktory na ten szczyt wytargalam i po kilkunastu minutach schodzilismy a raczej zbiegali po skalach.
Ludzie na szlaku okazali sie bardzo sympatyczni, wspolnie zartowalismy, zaczepialismy sie i prowadzilismy krotkie konwersacje.
Pogoda pod koniec troche sie popsula, poniewaz zaczelo padac, ale nie popsulo to naszych pozytywnych nastrojow.

Po zejsciu ze szlaku wpakowalismy sie do samochodu i wyrusyzlismy w droge powrotna. Chris jest na tyle dobrym kolega, ze podwiozl nas do Massachusetts :)
Po drodze nagle zaczelismy rozmawiac o jedzeniu, o jakosci produktow w USA i w Polsce. Zaczelam snuc opowiadania o tym jakie to dobre zarelko u nas mamy i wymienialismy sie roznymi dobrymi przepisami.
Tym oto sposobem po kilkugodzinnej wspinaczce, wyglodzeni i nakreceni na zjedzenie czegos dobrego, postanowilismy wstapic gdzies po drodze na jakies dobre jedzonko.

Paulina miala juz plany na ten wieczor, wiec podrzucilismy ja do domu, wyszukali w GPSie miejsca z tajska kuchnia (moj pomysl) i z racji, ze nie bylo daleko, po kilkunastu minutach bylismy na miejscu.
Jakze sie milo zdziwilam, gdy zobaczylam wnetrze


Mala, restauracyjka, z bialymi obrusami na stolikach i niecodziennym wystrojem - lubie takie miejsca.

Widac, ze przychodza tam wylacznie lokalni, co mi sie sposobalo jeszcze bardziej!

Na samym poczatku dostalismy wode

a po kilkunastu minutach-
(ktore okazalo sie wiecznoscia dla glodnego Chrisa)

- nasze thai food!


Chris zamowil cos w stylu ostrego curry (nie pamietam nazwy)

A ja zamowilam moje zdecydowanie ulubione Pad Thai z tofu (na sama mysl cieknie mi slinka!)
Typowe Pad Thai sklada sie z ryzowego makaronu, jajek, sosu rybnego, brokul, kielek fasoli, czesto krewetek, tofu i obowiazkowo rozdrobnionych orzeszkow ziemnych.

Moze nie bylo to najznakomitsze tajskie jedzenie jakie kiedykolwiek jadlam, ale bylo bardzo dobre.
Widac po minie

Przy podaniu rachunku dostalismy magiczne cukierki. Wygladaly podejrzanie i zastanawialismy sie z Chrisem czy aby na pewno powinnismy je zjesc, ale raczej bez wachania uleglismy naszej ciekawosci.
Cukierki byly dobre i o dziwo nie zatrulismy sie!:D

Restaruacja nie byla droga, duzo jedzenia za dobra cene. Zostawilismy po polowie tego, co mielismy na talerzach i poprosilismy o zapakowanie resztek, ktore byly moim lunchem na drugi dzien.
Na zakonczenie dnia jako wielcy fani czekolady, w drodze powrotnej z Somerville wstapilismy do sklepu i kupilismy mini wersje mlecznej czekolady z orzechami Hershey'a i jedno mietowe ciasteczko w czekoladzie.
"Raj w gębie!" :)

3 komentarze:

  1. Po takich górach to sama bym się powspinała! Zazdroszczę. :)

    A z tajskim jedzeniem nie miałam dotychczas zbyt dużej styczności, trochę mnie przerażają te rzeczy swoim wyglądem, nawet w jedzeniu preferuję prostotę, jednak wiem, ze moje żywieniowe przyzwyczajenia również, warto zmieniać. :) Pewnie niebawem dam się przekonać na spróbowanie tajskiej kuchni. :)

    Restauracyjka natomiast wygląda bardzo urzekająco. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gory byly naprawde piekne!

    A jesli chodzi o jedzenie to zanim tu przyjechalam rowniez stawialam na prostote. Teraz jestem wielka fanka wszystkiego co nowe i gdy mam okazje probuje nowych smakow. :) Tez sie przestawiasz!

    OdpowiedzUsuń
  3. ah, zrobiłaś mi taką ochotę tym wpisem na góry!! nie moge się doczekać wolnego i wyjazdu w bieszczady, namioty... zimne piwko, wetlina... łaaa.

    kiedy wracasz???!!

    OdpowiedzUsuń