Niedzielny poranek przywital nas sloncem:
Mama Jessego jest terapeutka, leczy naturalnymi sposobami. Swoje biuro ma w domu, ktory wyglada co najmniej.. dziwnie. Ale milo.
Niestety ja musialam wracac do pracy, przez co nie udalo sie nam zrealizowac cross-country skiing, lecz w zamian Chris zabral nas w inne, piekne miejsce, gdzie wyruszylismy sie powspinac.
Tradycyjnie zaliczylam glebe nie zauwazajac wzniesienia pokrytego lodem
Ta trzy razy wieksza ode mnie kurtke dostalam 'w prezencie' od hostka, ktory na wiadomosc, ze jade w gory, stwierdzil, ze sie cieplo ubrac. Bylo niesamowicie zimno, wiec kurtka nie pogardzilam:)
To byl bardzo udany weekend. Dobry poczatek Nowego Roku. I nareszcie moglam zobaczyc niebo pelne gwiazd. W Bostonie tego nie moge doswiadczyc.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTaa ja i moje szybkie pisanie :))
OdpowiedzUsuńNo to gratuluje wszystkiego i życze w dalszej części powodzenia na nowo - starej drodze :) No i zazdroszczę Tych wypadów :)
coś... coś gdzie kiedyś...wiesz
OdpowiedzUsuń