1/06/2011

A wszystko, co dobre...

Ostatni dzien naszego wyjazdu nie mial nic wspolnego z Manhattanem ni inna czescia Nowego Yorku.
Po zdjedzeniu sniadania -tradycyjnie owsianki, spakowalismy manatki, pozegnalismy sie z Nowym Yorkiem i ruszylismy do Bostonu.

Nie zapominajmy, ze wciaz nie skonsumowalismy chinszczyzny. Cale szczescie, ze ktos kiedys wpadl na pomysl wynalezienia GPSa.
Najzwyklejsza knajpka, w ktorej mozna bylo zamowic odrobine ryzu z kawalkiem kurczaka.



Przystawka - cripsy spring roll. Z sojowym sosem -pychota!



MALA porcja:


Jedzenie smaczne, aczkolwiek...


Reasumujac, caly weekend uwazam za bardzo udany.

Na koniec
CZAJNIK:

-------------------------------------------------------------------
Nie ubolewam nad tym, ze bylam w NYC tak krotko i tak malo udalo mi sie zrobic.
Dlaczego?
Poniewaz i tak wroce tam nie jeden raz :)

Pamietam dzien, w ktorym przybylam do Bostonu. Pamietam pierwsze wrazenie, pamietam, co czulam po tygodniu spedzonym tutaj, miesiacu.. Po czterech miesiacach potwierdzam mysl z dnia pierwszego: To nie jest moje miejsce.

Kosina byla dla mnie za mala, jak widac Boston rowniez mi nie wystarcza.

Pamietam rowniez chwile, gdy po raz pierwszy stanelam na ulicach NY. Pomyslalam: "W tym miejscu moglabym zamieszkac"
Po tym weekendzie podtrzymuje te mysl.
Pewne rzeczy po prostu sie czuje :)



*** Przepraszam za nagromadzenie notek oraz ich dlugosc, lecz nie chce miec zaleglosci w pisaniu, a chce na tym blogu wspomniec o wszystkim. :)


Tymczasem rozpoczelam kolejny weekend.. Relacje po przerwie :)

1 komentarz:

  1. Dziewczyno to co Ty jesteś strong woman, Trzymaj tak dalej, imoże jak już skończysz akcje z bostonem znajdziesz rodzinke na 2 rok w Yorku ;D wszystko jest możliwe :D A ja tak nie lubię hińszczyzny!! a moja "rodzina" uwielbia.. blee

    OdpowiedzUsuń