10/07/2010

Life won't break us! -koncertowo

Byc pierwsza osoba, do ktorej podchodza muzycy po zakonczonym koncercie- bezcenne :)
I to nie byle jacy muzycy
Nick Howard -koles, ktory dopiero co wrocil z trasy koncertowej z ....LIFEHOUSE!!!!!! Az mnie skrecilo jak sie o tym dowiedzialam. Baaardzo sympatyczny chlopak. Poczestowalam go moja szarlotka (upieklam i zabralam na koncert) i dostalam autograf ze specjalna imienna dedykacja (stwierdzilam, ze koles zrobi niemala kariere, wiec wykorzystalam moment)

Poszlam na ten koncert glownie ze wzgledu na to, ze zaprosili mnie na niego znajomi. Pamietacie jak wspominalam o chlopakach, ktorych poznalam na Quincy Market? Wtedy, co podeszlam i poprosilam o podpisanie plyty. Wlasnie oni do mnie napisal.
Na samo 'dzien dobry' serdeczne przywitanie i rozmowa, jakbysmy sie znali od dawien dawna. Naprawde bylo milo.


Wieczor sponsorowal bialy winiacz 13procentowy w plastikowych odkrecanych buteleczkach, Sam Adams i jakies scierwo za 3$ :p
Takiego wieczoru potrzebowalam. :)

Zaraz wymysle cos ambitnego na najblizsze dni, a Was pozostawiam z muzyka, z ktora osobiscie bardzo sie utozsamiam, a ktora pozwolila mi przetrwac moje trudne poczatki w Stanach. Teraz jest to moje remedy :)

TallHeights




Edit:
Weszlam na profil Nicka na FB. Patrzcie co napisal:
"Fun show in Boston last night, I still get giddy when I watch people mouth my lyrics back to me when I'm playing...it means more than you can imagine."

TYLKO JA znalam slowa jego piosenek....

2 komentarze:

  1. ajjjj i przechodzą dreszcze... :):):)

    judd

    OdpowiedzUsuń
  2. wow, Ina... nasze blogi operkowe zaczynają przypominać prawdziwe love story haha... love is in the air in the USA lol

    OdpowiedzUsuń