3/10/2011

"Co dobre szybko sie..."

To juz ostatni post z malowniczej a przede wszystkim cieplej Florydy.

Spakowalam rzeczy i ruszylam. Tym razem tych kilka mil o ktorych wspominalam w poprzednich postach, musialam przejsc z ciezka torba na ramieniu. Pech chcial, ze moje cialo zostalo brutalnie poparzone przez sloneczko, co sprawilo, ze kazdy metr byl wyzwaniem. Zlapanie taksowki nawet nie wchodzilo w gre, zaparlam sie i ze zdeterminowaniem -badz raczej jego ubytkiem- postawilam pierwsze kroki na moscie, w glebi duszy majac nadzieje, ze znajdzie sie ktos na tym pustkowiu, kto pomoze mi dzwigac to brzemie.
Nie minela chwila a zatrzymal sie sympatyczny pan, ktory zaoferowal podwozke. Czy sie balam? Szczerze? Nie. Marzylam tylko o tym, zeby dostac sie na przystanek. Rzucajac torbe na przyczepe samochodu, poczulam sie jak na filmach, z ta roznica, ze kierowca nie siedzial przystojny brunet i na podwozce nasza znajomosc sie zakonczyla.

Bezpiecznie zostalam podwieziona do przystanku. Koles nawet zrobil przysluge i podwiozl mnie dalej niz potrzebowalam
Rzucilam bagaze i usiadlam na chodniku oczekujac na trolleya.

Po kilkunastu minutach bylam juz na plazy
Pierwsze co zrobilam, to pomknelam na sniadanie do zatloczonego (czyt. dobrego) baru mlecznego
(zdj. zrobilam przed tym, jak reszta stolikow wewnatrz sie zapelnila)
Ludzie patrzyli sie na mnie jakbym co najmniej z Europy przyleciala.

Okazja dnia: jajecznica z ziemniaczkami i tostem za 2.99$! Pierwszy kesie wiedzialam skad ta promocja.

Kolejnym punktem byla wloska kawiarenka.
Poszlam tam tylko i wylacznie dlatego, ze musialam skorzystac z Internetu. Kupilam -tym razem- malego, bodajze migdalowego loda i usiadlam na chwile, by napisac essej.
Z racji, ze jestem genialna, wpadlam na fantastyczny pomysl - poprosilam kelnera o przechowanie mojej torby do wieczora. Chyba nie musze mowic, ze sie zgodzil? :)

Bylo mi o wiele lzej i dzieki temu moglam milo spedzic moj ostatni dzien w Clearwater.
Co robilam?
Sie obijalam! A co!






Na mysl, ze w tym samym czasie w Bostonie probwali uporac sie ze sniegiem, usmiechnelam sie od ucha prawego do lewego (nie odwrotnie), gdy zobaczylam to, co zobaczylam :)




Poszlam na kawunie, ktora saczylam czytajac ksiazke, gdy nagle...

podchodzi do mnie grupa ludzi i pyta, "czy jestem matka siedzaca samotnie?"
Odpowiedzialam, ze matka to jeszcze nie, ale dzieci wychowuje.
Kim byli ci ludzie?
Jak sie dowiedzialam uformowanych bylo kilka grup. Ludzie starsi, ktorzy grali w pewna gre, ktora miala na celu pomoc w zblizeniu sie z innymi, w pracy nad koordynacja i wzajemnym zrozumieniu.
Nie jestem pewna, ale chyba przez sekunde uslyszalam slowa wypowiedziane po polsku. Jak juz mowilam - jestesmy wszedzie.
Gdy odeszli zmienilam stolik i po kilku minutach kolejna grupa przyszla i zapytala o to samo.
Ponadto mialam okazje prze chwile uczestniczyc w ich grze! Zostalam poproszona o sedziowanie. Papier nozyce kamien - pokazywanie calym cialem. Panowie byli przesmieszni, a ja rozstrzygnelam runde z korzyscia wylacznie dla jednej druzyny. A od "przegranych" i tak dostalam 'cucu' :)

Ruszylam na molo, pstryknelam kolejne genialne zdjecie mojej nogi.
Sa to jedyne zdjecia z moja osoba z tej podrozy. Nastepnym razem wezme ze soba kompana:) (aczkolwiek bede bardzo selektywna, gdyz nie przepadam za podrozowaniem grupowym - co uswiadomilam sobie podcza Noworocznej wycieczki do NY)


Moj ostatni zachod slonca








Wyglodzona udalam sie do knajpki, w ktorej bylam pierwszego dnia i w ktorej zjadlam przepyszna "zupe dnia" z owocow morza. Poza tym obiecalam managerowi, ze wroce, wiec obietnicy dotrzymalam.


Zamowilam kanapke Groupera, z ktorego to miejsce slynie od kilkunastu dobrych lat

Porcja byla ogromna, probowalam ja zmiescic, ale niestety nie dalam rady

Po zakonczonym posilku, targajac ciezka torbe, "pomaszerowalam" do Shephard's.
Poznalam tam kilka mlodych dziewczyn z Bostonu, dwie starsze kobitki bodajze z Chicago, kolesia z Atlanty, Wlocha z Kanady i Francuske z Francji wraz z jej mama.
(przepraszam, ze niewyrazne, nie mialam mozliwosci zdrobienia innego)

Wszyscy razem tanczylismy pod golym niebem, pili drinki, a gdy zespol skonczyl grac, przenieslismy sie do wewnatrz, gdzie natrafilismy na zespol reggae.
Francuzki byly genialne (zwlaszcza 50cio letnia mama, ktora tanczyla lepiej niz niejedna nastolatka), wszyscy bawilismy sie wysmienicie, az wybila 1am.

Pozegnalam sie ze wszystkimi i udalam na ostatni spacer wzdluz plazy.

Woda byla niesamowicie ciepla, mlodzi siedzieli na piasku milo spedzajac czas, a ja lapiac ostatnie podmuchy cieplego wiatru i zabierajac przyklejony na nogach piasek wsiadlam w zamowionego wczesniej busika i o godz. 2am opuscilam Clearwater Beach - miejsce, w ktorym przyszlo mi spedzic cudownie cieply czas- i po kilkunastu minutach bylam juz na lotnisku w Tampie.
Przekoczowalam tam 2h czekajac na lot i nie mrozac oka ani na chwile.
Okazje do odespania mialam dopiero...w niedziele.

Caly wyjazd wspominam bardzo milo i z checia polecialabym tam jeszcze raz - chocby zaraz.
Spontanicznosc jest fajna. :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz