2/28/2011

Clearwater beach day 3

Trzeciego dnia wybralam sie do Clearwater Beach. Typowo turystyczne miejsce, znacznie rozniace sie od plazy, na ktorej spedzilam dzien drugi.

Lecz zanim tam dotarlam, znow musialam przejsc kilka mil, aby dojsc do trolley stop.
Dzieki tym spacerom o poludniowych godzinach cierpie teraz na odpadanie skory.
Ludzie zaczepiali mnie na ulicy i pytali co sie stalo, chcieli pomagac w kuracji; a ja nie patrzac do lustra (jednakze czujac bol na calym ciele) paradowalam z podniesionym nosem i smialam sie sama z siebie. :)
Bo najwazniejsze, to miec dystans do siebie.


Nawet na takim "zadupiu" nie udalo mi sie ukryc przed Polakami. Jestesmy rozsiani absolutnie wszedzie. Nawet spacerujac po plazy dnia piatego uslyszalam rozmowy w jezyku polskim. Nie mowie, ze mi z tym zle, ale przesladuje mnie to niemilosiernie.


Tego dnia nie jadlam sniadania, wiec zaraz po tym jak wysiadalam z busa, pobieglam do Shephard's -dobrej restauracji slynacej ze smacznych potraw. Ku mojemu zdziwnieniu ceny nie byly bardzo wygorowane. Rzeklabym iz stanradowe.

Marzyly mi sie jakies owoce morza, jakas rybka..
Zdalam sie na rekomendacje kelnera i nie zalowalam. Dostalam pysznie zrobiona rybe, ktora wypelnila moj zoladek po wszystkie jego brzegi, aczkolwiek zostawiajac troszke miejsca na ...
Poprosilam Pana Lodziarza o wymieszanie smakow, by utworzyc jedna galke, ale ten zrobil po swojemu i nalozyl mi trzy galki. Uwzgledniajac fakt, ze byly to amerykanskie rozmiary - nie te polskie, wiecznie odzalowane- zarowno na Pana, jak i na mojej twarzy, wymalowal sie wyraz zdziwienia. Galki nie zmiescily sie do rozka, wiec dostalam kubeczek. Pan zyczyl powodzenia, a ja z usmiechem na twarzy pomaszerowalam na plaze..
(moroty, skutery to tutaj codziennosc)


Pogoda nieco sie popsula, zrobilo sie chlodniej, a widocznosc ograniczyla sie do minimum. Mimo tego, ludzie wciaz lezeli i sie 'opalali'. jesli mozna nazwac to opalaniem.






Widzicie to stado ptaszat? Ladne, nie?
I pozostalyby ladne i moze nawet darzylabym je jakakolwiek sympatia, gdyby nie to, co jednen z ich stada zrobil.
Kulturalnie konsumowalam zakupionego wczesniej loda powstrzymujac sie z calych sil, by nie zjesc pierwsze rozka. Zawsze zostawiam wafla na koniec, bo wg mnie smakuje najelpiej.
Tym razem nie bylo mi dane go zjesc. Wstretne ptaszysko napadlo na mnie, brutalnie lapiac w dziub mojego rozka i odlatujac.
Delikatnie mowiac 'sie zdenerwowalam'.


Pozdbawiona slodkiej przyjemnosci powedrowalam wzdluz plazy.
Mlodzi grali w siatkowke

Inni zakopywali sie w piasku
A ci najmlodsi stawiali zamki z piasku


Ratownik sie opierniczal

So did I.

Wakacje z zadaniem domowym i nieco nudnawa ksiazka.
Mimo wszystko cieszylam sie, ze moge odrabiac zad. domowe w takim a nie innym miejscu..:)

cdn.

1 komentarz: