Po moim powrocie z wakacji (o ktorych wspomne niebawem), pod koniec lipca Chris zlozyl mi nie lada propozycje. Poczatkowo mial to byc prezent urodzinowy dla Pauliny, ale pozniej okazalo sie, ze jedna osoba zrezygnowala i zapytal, czy ja mialabym ochote z nimi pojechac
Wyruszylismy w sobotni poranek do New Hampshire, stanu graniczacego z polnocnym Massachusetts. Do NH czesto jezdzilismy, aby pochodzic po gorach. Ten stan jest slynny z White Mountains, ktore sa czescia Apallachow. Znajduje sie tam wiele rekreacyjnych kurortow, wspaniale szlaki wspinaczkowe a takze najwieksze na wschodnim wybrzezu stoki narciarskie. Mnostwo zieleni, jezior a do tego NH jest stanem, w ktorym nie trzeba placic podatku od kazdego zakupionego produktu, wiec warto wybrac sie tam na zakupy, bo czasem mozna naprawde sporo zaoszczedzic!
Ok. godz. 9 dotarlismy do Lincoln, malego miasteczka polozonego w White Mountains.
Obowiazkowa zmiana obuwia (trzeba bylo miec kryte buty, Paulina nie miala, wiec Chris ruszyl z pomoca i wyciagnal cala zawartosc swojego bagaznika)
Krotkie szkolenie
i ruszamy w droge!
Podroz byla ..wstrzasajaca :) Kierowcy nas nie oszczedzali. Usadowieni 'na pace' ledwo trzymalismy sie siedzen. Gdyby nie pasy powylatywalibysmy przez okna bez szyb :)
Zip-line time!
Pierwszy skok byl nerwowy, ale pozniej juz tylko z gorki.
Przechodzilismy z drzewa na drzewo
Czasem trzeba bylo wspiac sie po stromej, trzesacej sie drabinie
A widoki byly cudowne!
Osobiscie uwazalam skoki za bardzo relaksujace.
Strach trzymal sie Pauliny do samego konca.
Ostatni skok wykonany tylem. Czulam, jakbym doslownie spadala z tego drzewa bez zadnej asekuracji. Cudne uczucie i zawrotna predknosc!
Po 2.5h skakania z drzewa na drzewo i podziwiania pieknych widokow pojechalismy do pobliskiej meksykanskiej restauracji. Ja i Paulina nie bylysmy glodne wiec kulturalnie poczekalysmy na Chrisa i jego kolezanke az skonsumuja swoj posilek, co tak na marginesie trwalo wiecznosc.